Ney na pierwszy ogień , no okej :)
Aha zapomniałam wam podać aska, tam można pisać do mnie jakie sie chce zamówienie : ask.fm/MadziaCh485 <-----
A teraz Shot za 3...2...1....
Więc przyjmijmy ,że jest w miarę dobrze. Bywało lepiej,ale przyzwyczaiłam się. Szkoda tylko,że nie mogę się nikomu wygadać, mimo iż mam Oliwkę i Kubę. Rozumiecie,nawet własnemu bratu nie ufam na tyle, by powiedzieć jak tam z moim życiem. Moją jedyną deską ratunku jest Kampi. Nie ma to jak się wygadać psu. Tak to pies. Dosyć mądry, czasem nawet dziwi mnie to, że zwierze jest bardziej inteligentne od człowieka. Ale powracając do mnie ; razem z Kubą (mój "ukochany", o 6 lat starszy braciszek) i Kampim, mieszkamy w Barcelonie. I to od niedawna, bo od przedwczoraj.
I chyba nie będę tęsknić za Polską.
Chyba na pewno.
Co jeszcze mogę powiedzieć o sobie,hmm...
A no tak zapomniałabym ; Barcelonistka od zawsze (Neymar i Bartra to moi mężowie, ale cśśśś, i gwarantuję , że dowiedzą się o tym.Może w najdalszej przyszłości).
Albo w najbliższej, bo mecz już jutro, a Kubuś ma bilety, jej.
*
Czas mijał niespodziewanie szybko. Dwa dni minęły z pstryknięciem palca.
Ubrałam czarne legginsy, "11"*, i niesieskie Vansy. Włosy upięłam w luźnego koka, zrobiłam makijaż i uznałam że wszystko pasuje idealnie.
-Kubuuuuuuś !
-Emh, czo ?
-Możemy iść ? -udałam się do niego do pokoju.
-Którą ? -zapytał pokazując na kolekcje koszulek Barcy.
-Hmm... Messiego weź i chodźmy błagam. No obojętnie którą.
-Kochanie, uwielbiam wszystkich i najchętniej założyłbym wszystkie. - Ubrał jednak "10"* .
-Ruszasz dupę, albo nie idziesz.
-Spokojnie, nie denerwuj się tak, bo ci zmarszczki wyjdą.- zaśmiał się po czym wyszliśmy z domu, zostawiając śpiącego Kampiego. Stadion nie był daleko, więc postanowiliśmy się przejść. Dotarliśmy na miejsce godzinę przed meczem. Ochroniarz zabrał od nas bilety, i wpuścił na Camp Nou.
-Idź na nasze miejsca, ja jeszcze sobie tu pochodzę. Chyba , że chcesz ze mną ? - odparłam.
-Tsak, mnie się ma coś chcieć, jasne. Widzimy się potem. - Powiedział i odszedł. Poczęłam oglądać dokładnie każde zdjęcie . Moją uwagę przykuło jedno, z całym obecnym składem. Cofnęłam się chcąc je zobaczyć w pełni okazałości, jednak z moim fartem, oczywiście w coś wlazłam.
Albo w kogoś.
-Uważałbyś...- mruknęłam cicho.
-Gdyby nie ja doszłoby do bliskiego kontaktu twojej głowy ze ścianą.Nie dziękuj, nie musisz.
-No nie muszę, bo cię nie lubię.
-Ehe, twoja koszulka mówi co innego.- śmiał się.
-Aha , czyli to ten moment, kiedy podniosę głowę, a nademną stał będzie...
-Neymar da Silva Santos Junior.
Podniosłam wzrok. Myślałam, że się rozpłynę na widok jego czekoladowych oczu awww *-*.
-Więc... Jestem Neymar. - Odparł, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Wiktoria.
-Czego szanowna pani tu szuka ?
-Hmm... przyszłam na mecz, i chciałam też tu trochę pooglądać.
-Napewno chciałabyś też zobaczyć naszą szatnię. Tylko ostrzegam, nie przestrasz się.
-Neymar, ty mnie nie znasz.
-Bardzo chętnie poznam. - Szliśmy przez długi korytarz, aż chłopak nie zatrzymał się pod jednymi drzwiami, zza których słychać było straszny hałas.
-Ej cicho, to może Mou.- nagle wszystko ucichło.
-Uważaj teraz.-Neymar otworzył drzwi, a chwilę potem uderzyła o nie tona brudnych skarpetek.
Dopiero teraz weszliśmy do szatni.
-Umhhh...- westchnął Gerard.
-Młody, wiesz że to męska szatnia.-dodał Munir.
-Poznajcie Wiktorię.
-A więsz Wfiktorio, sądząs po pym, wfe pfypowadził cię tu Santos, mogę uznacz, że żosztajeż fłonkiem wiekiej katalońfkiej rodziny.- paplał Fabregas jedząc kisiel.-Chcef?-pokazał ci inny kubek ,jeszcze gorący.
-Oh, ogarnij się. Ja jestem Gerard.
-Trudno nie wiedzieć...
-No nie wypada się nie przedstawiać. To jest Marc, Munir, Ney'a znasz, Fabsa też, to Andres, Xavi, Luiz, Claudio, Masherano, Ivan i Dani.
-Uhh...dużo was.
-Ale nie musisz pamiętać wszystkich, wystarczy mnie, to ja zostanę twoim mężem pff...- westchnął Neymar.
-Nie rozpędzaj się tak...
-NIEEEE! - Usłyszeliśmy krzyk Fabregasa.
-Boże, Fabsiu co się stało ? - zpytał Gerard.
-Brak kiśla. Game over.
Każdy patrzył na niego z politowaniem. Teraz zamiast dostać skarpetą, prawie oberwałam koszulką.
-Pique, dziffko!
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Chłopcy! - usłyszeliśmy krzyk z korytarza.- Mogę wejść?
-Nie.- odparli chórem.
-Wychodźcie, za 10 minut widzę was przy murawie.- powiedział Mourinho i odszedł.
-Idę, nie chcę wam przeszkadzać.-chciałam wyjść, ale przeszkodził mi Neymar.
-Nie idź , zostań.
-Naprawdę, pójdę. Strasznie fajnie mi sę z wami gadało, i bardzo miło mi było was poznać, jednak nic nie trwa wiecznie. Teraz muszę już iść.
-Wyjdziesz równo z nami, okej.
-Niech wam będzie.
Skończyli się ubierać i po trochu opuszaczali szatnię. Został już tylko Neymar, który układał włosy.
-Skończyłem. Możemy iść.- nacisnął klamkę, jednak drzwi ani drgnęły.
-Kur...-przerwał.- Ile jeszcze razy, w tygodniu, zatrzasną się tw głupie drzwi ?!
-Zatrzasnęliśmy się, serio?
-Zaraz się na pewno skapną, że mnie nie ma i przyjdą.- usiadł pod ścianą.
Patrzyłam na niego chwilę, po czym poczęłam tłuc pięściami drzwi i krzyczeć głośno.
Pod drzwiami pojawił się mały chłopczyk z bląd loczkami.
-Neymar ? To nie jest twój syn ?
Ten podniósł się i spojżał na dziecko.
-Cholera, Davi ? Ale skąd...
-Tatuś. -Chłopiec ucieszył się na widok ojca.
-Davi, otworzysz drzwi ?- spytał Mohikanin.
Chłopiec pociągnął za klamkę.
Nic.
-A jest kluczyk w drzwiach ?
Davi pokiwał główką.
-To przekręć. O super. - Neymar złapał za klamkę, a drzwi się otworzyły.
-Co tu robisz, z kim przyjechałeś? - zamartwiał się.
-Mama przywiozła i... i kazała czekać na tatę i poszła. - Tłumaczyło zawzięcie dziecko.
Santos zamknął oczy i nosem zaczerpnął powietrze, zaciskając pięści.
-Co za suka, jak można...
-Tato, a kto to ?
-Ehh...to jest Wiktoria, moja przyjaciółka. - widać było, że czymś się martwił.
-Coś się stało ?
-Nie mam z kim dziecka zostawić.Davi, zostaniesz w szatni?
-Chyba cię powaliło, ja mogę się nim zająć.
-Naprawdę ?
-No jasne jaki problem ? Ja się nim zajmę, a ty leć grać.
-Jezu dziękuję, kochana jesteś. - Dał mi buziaka w policzek i odbiegł.
Aha, dobra to było dziwne...
-To co idziemy oglądać jak tata gra?
-A będziesz siedzieć ze mną ?
-No pewnie.- wzięłam go na ręce i udałam w kierunku trybun.
*
-A teraz tłumacz się gdzie byłaś, i co to za dzieciak? - Powiedział Kuba.
-Widzisz braciszku, spotkałam Neymara, byłam w szatni Barcelony. A ten dzieciak to jego syn.-odparłam.
-Ehe, jasne, jasne, a ja widziałem nieżyjącego od kilkudziesięciu lat Johna Lennona.
-Davi, kto jest twoim tatą ?
-Tata jest na boisku. - Chłopiec pokazał na murawę.
-O zobacz, tata wchodzi na boisko.- pokazałam chłopcu Neymara.
-A ty kochasz mojego tatę prawda? Widziałem jak na ciebie patrzył.
Szczerze , to nigdy bym się nie spodziewała takiego pytania od czterolatka.
-Tak czy nie?
-Oglądaj mecz.- chciałam zmienić temat.
-Ja wiem, że tak, ale nie powiem mu. Będę ciuchutko. -Położył mi paluszek na ustach.
Nic nie odpowiedziałam.
Poczułam jednak, że się zarumieniłam.
*
Mecz trwał dopiero 11 minut, a już pierwsza piłka przebiła bramkę Realu Madrid.
Kibice krzyczeli głośno, ciesząc się z tego, że Messi tak celnie trafił do bramki.
Kolejna bramka padła niedługo potem, bo w 26 minucie. Barcelona wygrywała 2:0. Jednak teraz strzelił Neymar. Ułożył serduszko z dłoni i posłał je w moim kierunku, po czym pomachał mi. Ja odwzajemniłam ten gest, nie zdając sobie sprawy z tego, że patrzy się na mnie ponad 3/4 stadionu. Szybko jednak powrócili do gry.
Po pierwszej połowie, Barcelona prowadziła 3:0, po pięknej drugiej bramce Neymara z 42 minucie.
-Hej hej.- usłyszałam głos chłopaka.
-Jezu, Neymar? Co tu robisz, jak cię zobaczą ?
-Oh, kij z tym. Nie chcecie może zejść ze mną, i oglądać meczu z ławki rezerwowej?
-A to można tak?
-Nagniemy troszkę zasady, jednak pozwolili ci.
-Kubuś, ja idę na dół. A w ogóle to, Kuba, to jest Neymar, Neymar to Kuba.
-Podali sobie ręce na przywitanie.
-Może też chciałbyś iść, chyba nie będzie problemu.
-Hmmm... nie, z tąd widać wszystko, ale dzięki.
-Pa Kubuś widzimy się potem.- dałam mu buziaka w policzek i odeszłam z Neymarem i Davim.
-Ehh... to twój chłopak?
-Kuba? Hahahahha nie, starszy brat.-odparłam i kątem oka zobaczyłam lekką ulgę na twarzy Neymara.
Weszliśmy na boisko, ten zaprowadził mnie na ławkę rezerwową.
-Davi?! - zdziwił się Gerard - Skąd ?
-A no widzisz teleportował się.- powiedziałam.
*
Druga połowa meczu rozpoczęła się. Ja siedziałam na ławce i rozmawiałam z Gerardem.
W 63 minucie padła 4 ramka dla Barcy. Trafił Marc.
Kolejna była jednak dla Realu, Gareth Bale fartem trafił do bramki. Jednaj Barcelona nie była mu dłużna, bo Neymar trafił 3 bramkę.
-Neymar, hat-trick? Szalejesz młody .- uśmiechnął się Pique.
Mecz zakończył się wynikiem 5:1 dla Barcelony. Neymar podbiegł do nas.
-Jej, wygraliście, brawo! - pogratulowałam mu.
- Jaka będzie nagroda ? Hmm ? Ten hat-trick był tylko i wyłącznie dla ciebie, wiesz?
- Tato, a wiesz że Wiktoria cię kocha ! - wtrącił niespodziewanie Davi, a ja spłonęłam rumieńcem.
-Miałeś nic nie mówić! - krzyknęłam nie zastanawiając się nad tym co mówię.
-Wiesz Wiki, główka pracuje. Nie powiedziałem tego, sama to zrobiłaś.-odparł Davi.
No to teraz mnie naprawdę zaskoczył. On ma serio cztery lata?
-Czyli mnie kochasz? - spytał Neymar.- Ja wiem że tak.- odparł i zaczął uciekać.
-Gerard, potrzymaj go. - dałam mu Daviego , a sama pognałam za Santosem.Po chwili zniknął mi z pola widzenia.
-Czemu jestem taka niska ? - powiedziałam sama do siebie.
-Niskie dziewczyny są zajebiste... - usłyszałam za uchem. Wystraszyłam się i szybko odwróciłam.
Za mną stał nie kto inny, jak Neymar.
-Wystraszyłeś mnie.
-I tak mnie kochasz. - Śmiał się.
-Wcale nie.
-Wcale tak.
-Wcale nie...
-Słychać w twoim głosie, że kłamiesz... - podszedł bliżej do mnie.
-Nie kłamę, n...
Nie pozwolił mi jednak dokończyć, bo wpił się w moje usta. Nie protestowałam. Do moich uszu dochodziły zdumione okrzyki kibiców i piski dziewczyn. Jednak liczyła się chwila.
-Poznaliśmy się dwie godziny temu, a ja wiem o swoich uczuciach co do ciebie. - Odparł. - Wiem, że cię kocham.
Przytuliłam go mocno.
-Zgadłeś Neymar, kłamałam...
No to jeste pierwszy one shot.
Pff, nie wcale mnie nie bolą palce, niee...
*"11" - Neymar ma 11 na koszulce
"10" - Messi ma 10
To miało być krótkie, a jakie długaśne wyszło oo.